Kontakt

Nasz Facebook

Facebook Hospicjum

Z życia hospicjum

Perfect Facebook Like Box Sidebar

Z życia hospicjum
Świadectwo

 

Pani Ania odeszła na wiosnę. Kiedy przyroda budziła się do życia, Ona zgasła….

Trafiłam do Niej w grudniu, czasie przedświątecznym. Była już mocno zmęczona chorobą, ale po częstych pobytach w szpitalach wreszcie mogła być u siebie, w swoim ukochanym domu, z córeczkami i z mężem.

Odwiedzałam Ją co tydzień. Pierwsze nasze spotkania były wypełnione rozmowami pełnymi emocji. Tak trudno było pogodzić się Pani Ani z przywiązaniem do łóżka. Zawsze aktywna, ciekawa świata, zajęta domem, pracą, córkami, musiała wycofać się z życia. Wtedy jeszcze walczyła, chciała uczestniczyć we wszystkim, razem wybierałyśmy zdjęcia do albumu, który zatytułowała „Najpiękniejsze chwile z córkami”, mówiła o swoich potrzebach, chciała naprawić relacje z bliskimi, chciała jeszcze dużo….

Z tygodnia na tydzień stawała się coraz bardziej krucha, drobna, porcelanowa …. Jej emocje wyciszały się, łagodniały …. Czuła, że niedługo pożegna się z tym światem, nie chciała odchodzić, ale wiedziała, ze Jej ostatnia podróż zbliża się nieuchronnie….

Trzy tygodnie przed śmiercią poruszyłyśmy ten temat. Nie było łatwo. Pomogła nam wyobraźnia i rozmowy o religii. Pani Ania było osobą wierzącą. Rozmawiałyśmy na temat różnych religii, wierzeń, światopoglądów.

Mam w pamięci szczególnie jedną z rozmów, kiedy wspomniałyśmy o reinkarnacji…. Spytałam wtedy Panią Anię, w jakim stworzeniu chciałaby się ponownie odrodzić …. Zamyśliła się i powiedziała, że chciałaby być Motylem, wtedy Jej twarz rozpromieniła się…. Kiedy spytałam dlaczego właśnie Nim…. usłyszałam, ze Motylem , bo jest delikatny, kolorowy, zwiewny, wolny …..i fruwa nad ukwieconą, pachnącą łąką. Kiedy mówiła, uśmiechała się do swojej wyobraźni. Potem , trochę żartując, rozmawiałyśmy o innych wcieleniach bliskich nam osób.

Latem, obserwując motyle, uśmiecham się do swoich myśli…….


wolontariuszka , psychoonkolog Tamara Wacholc

 

 
Wspomnienia z Konferencji

 

W dniach 26.09-28.09 2014 roku, podobnie jak w latach ubiegłych, odbyła się w Radomiu VII Ogólnopolska Konferencja Wolontariatu Hospicyjnego.

Tegoroczna konferencja odbywała się pod hasłem: „ Wiara a jakość posługi”.

Do Radomia przybyło wielu przedstawicieli ruchu hospicyjnego i wolontariuszy z całej Polski.

Wśród uczestników była też grupa z Polic, czyli 5 osób – przedstawicieli Stowarzyszenia Hospicjum Królowej Apostołów. Jechaliśmy tam chętnie, gdyż Gospodarz Konferencji, oraz założyciel i dyrektor radomskiego hospicjum Ksiądz Marek Kujawski zakładał przed 10-ciu laty hospicjum w Szczecinie i był inicjatorem hospicjum polickiego . Przez te wszystkie lata jesteśmy w przyjaźni i wspieramy się wzajemnie.

Do pokonania mieliśmy długa drogę, więc na miejsce dotarliśmy ok. 20. Na szczęście udało nam się uczestniczyć we mszy świętej inaugurującej konferencję.

Słowa wypowiedziane przez ordynariusza radomskiego ks. bp dr H. Tomasika na długo zostaną mi w pamięci, a zwłaszcza pytanie:

„Kim jest dla ciebie Chrystus?”

I najpiękniejsza odpowiedź, która oddaje całą Jego Miłość:

„Chrystus dla mnie Jest ”

Z tym przesłaniem o wiele łatwiej żyć, o wiele łatwiej zmagać się z bólem tego świata, o wiele łatwiej iść z pomocną dłonią do cierpiącego człowieka…..

Kolejne dwa dni konferencji były wypełnione intensywnie. W sobotę wykłady rozpoczęły się o 9.00 i trwały do 18.00. W Konferencji wzięło udział wielu wybitnych przedstawicieli świata nauki i duchownych, związanych z tematyką choroby, cierpienia, śmierci i chrześcijańskiej posługi.

Konferencja rozpoczęła się wykładem ks. Dr Kucharskiego, który przedstawił św. Pawła, jako wzór pomocy i posługi bliźnim. Jego maksymą stało się stwierdzenie:

„ Jeden drugiemu brzemiona noście”

Ten przekaz wpisany jest mocno w postawę i pracę wolontariuszy, która wypełniona jest wiarą, empatią, radością i nadzieją.

Kolejny wykład poruszał tematykę Śmierci i umierania (prof.dr.J. Binnebesel) . To temat trudny, jednak nie do uniknięcia w posłudze hospicyjnej i nie tylko. Wykład pobudził nas wszystkich do refleksji, że śmierć nie może pozostawać tematem tabu, gdyż jest ona jedynym pewnikiem i naturalnym elementem naszego życia. Nie należy jej demonizować, ale oswajać , zwłaszcza w rozmowach z chorymi i ich rodzinami.

Ciekawe były również kolejne wystąpienia, dotyczące pomocy psychologicznej choremu i jego rodzinie ( dr. B. Stelcer). Choroba to sytuacja kryzysowa dla wszystkich jej członków . Wolontariusz musi więc być uważny na osoby wokół chorego, na ich emocje i na ich ograniczenia. Wsparcie psychologa i duchownego często jest tu niezbędne i warto je proponować.

Swoim wieloletnim doświadczeniem podzieliła się też z nami prof. dr. Hab. K. de Walden Gałuszko z Gdańska. Jest ona także Prezesem Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego. Pani profesor podkreślała w swoim wykładzie jak ważny dla chorego jest każdy rodzaj pomocy . Wsparcia emocjonalnego, informacyjnego, instrumentalnego, rzeczowego i duchowego potrzebuje każda rodzina i chory, dlatego tak ważna w hospicjum jest praca zespołowa . Wtedy tylko można profesjonalnie pomagać chorym.

Bardzo ciekawe były także wspomnienia Pani profesor o ojcu ruchu hospicyjnego w Polsce, Księdzu Eugeniuszu Dutkiewiczu, który rozpoczął budowę gdańskiego hospicjum – współtworząc "polski model hospicjum domowego". Jego Hospicjum Pallottinum stało się wzorem dla hospicjów w całym kraju. Księdza Eugeniusza wspominał również dr Jerzy Jarosz z Hospicjum Onkologicznego z Warszawy, który z nim współpracował. Wszyscy podkreślali jego zapał i niezłomność w niesieniu pomocy cirpiącym i ich rodzinom.

Po sobotnich wykładach mogliśmy umocnić naszą wiarę uczestnicząc w dziękczynnej mszy świętej za posługę wolontariuszy. Wieczór zakończyły występy dzieci i młodzieży z Młodzieżowego Domu Kultury w Radomiu. Młodzi i obdarzeni talentem artyści dostarczyli nam wielu wzruszeń, wykonując znane i lubiane utwory muzyczne.

Również niedziela przyniosła nam ciekawe wykłady i spotkania. Interesujący temat poruszyła dr Emilia Sarnacka z UM z Białegostoku. Przedstawiła nam badania dotyczące zjawiska wypalenia i stresu w pracy wolontariuszy oraz pobudziała dyskusję, jak zapobiegać temu zjawisku. Jest to istotne dla całego ruchu hospicyjnego, gdyż opiera się on głównie na działaniach wolontariatu.

Ogromne podziękowania chcelibyśmy złożyć organizatorom Konferencji na ręce Księdza Marka Kujawskiego - wielce zaangażowanego entuzjasty bezinteresownej pomocy bliźniemu. Oprócz uczty intelektualnej i duchowej mogliśmy także doświadczyć serdecznej gościny wszystkich pracowników i wolontariuszy radomskiego hospicjum. Uraczyli nas oni smacznymi i obfitymi posiłkami, dzięki którym mieliśmy siły, aby zgłębiać wiedzę tak potrzebną w naszej pracy i posłudze. Były też słodkie akcenty w postaci przepysznych ciast upieczonych przez życzliwych i przyjaznych wszystkim gościom gospodarzy.

Raz jeszcze pięknie dziękujemy!

Wyjechaliśmy z Radomia napełnieni wiedzą, wiarą i nadzieją . Wiarą w sens naszych działań, które skierowane są na Cierpiącego i Potrzebującego Człowieka. Nadzieją, że podążamy ku Światłu i Miłości. Wracaliśmy w pełnym słońcu, Światło towarzyszyło nam do samych Polic.

 

Tamara Wacholc

wolontariusz

 

 
Spotkania u Matki 1-3 maja 2014 roku.

Ave Regina Caelorum. Ave Domina Angelorum.
Spotkania u Matki 1-3 maja 2014 roku.
Pierwsze dni maja to dni, na które czekamy,rezerwujemy czas, załatwiamy dni wolne  w pracy. Co nas przyciąga by jechać z podszczecińskich Polic, ponad 600 kilometrów na rekolekcje hospicjantów „U  Matki” w Gietrzwałcie.
Po ominięciu  warmińskiej Ostródy z daleka widoczna jest wśród jasnozielonych wiosennych morenowych wzgórz   wieża kościelna sanktuarium Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej i rokrocznie to samo odczucie  oczekiwania,na kilka dni skupienia, refleksji,nauki,spotkania starych znajomych,poznania nowych.
Na kilka dni spokoju,który może dać tylko spotkanie w tym Sanktuarium  z  bardzo bliskimi sobie ludźmi.
Obok codziennej eucharystii,czuwania nocnego,drogi krzyżowej po stacjach wśród łąki gietrzwałdzkiej,modlitwie w miejscu objawień Matki Boskiej z 1873 roku, nauki rekolekcyjne.
W maju 2014 roku .nabrały niecodziennego  znaczenia,głoszone przez księdza Feliksa Folojewskiego,”Jezus Miłosierny w życiu i posłudze hospicjantów”.
Wśród nas obecna była, wiekowa już matka księdza Marka. Rekolekcjonista parokrotnie w czasie nauk i  rozważań zwracał się do niej „Mamusia”.
Niezwyczajna obecność i rzadko już  używany  zwrot,  dodały naukom wyjątkowego obrazowania. Przywoływały słowa z ewangelii świętego Jana.
Spośród wielu nauk rekolekcyjnych,dygresji,ba, nawet dowcipów księdza Feliksa, utrwalił się ten najbardziej zapamiętany z pierwszego dnia spotkania. Tajemnicą wiary,posługi hospicyjnej,wiary w jej sens,cel naszego życia i miłosierdzia, jest eucharystia, codzienna eucharystia.
Warsztatowe rozmowy nie do przecenienia,prowadzone codziennie przez ks.Marka,rokrocznie  wzbogacają  uczestników w dodatkową wiedzę o posłudze hospicyjnej. Wracają bogatsi do domów,by mieć siłę na wzmacnianie innych i głęboko wierzyć w sens działań na rzecz innych, ocierając się codziennie o odejście
do lepszego nieznanego świata.
W tym roku przyjechali z   Mysłowic,Chełma Lubelskiego,Mrągowa,Radomia, Szczecina i Polic .
Na zakończenie tradycyjna Koronka do Miłosierdzia Bożego, po niej msza przed cudownym obrazem w Sanktuarium, koncelebrowana, pod przewodnictwem biskupa Jacka Jezierskiego i tradycyjna przedwieczorna rozmowa z biskupem. Dzisiaj  już nie biskupem pomocniczym archidiecezji olsztyńskiej, ale od 9 czerwca biskupem ordynariuszem Diecezji elbląskiej.
Czy spotkamy się za rok? Ktoś  o tym wie, nie my.
Ave Królowo Nieba,Pani Aniołów.

autor Sylwester Woroniecki

 
Pomocna dłoń jest znakiem Nieba

Człowiek jest wspaniałą istotą nie z powodu dóbr, które posiada, ale jego czynów. Nie ważne jest to co się ma, ale czym się dzieli z innymi."
- Jan Paweł II

Minęły trzy lata. Mój mąż odszedł na drugą stronę. Zabrała Go choroba, a potem śmierć…..
Czasami patrzę w niebo i szukam znaku……czasami w sobie szukam zgody na cierpienie, chorobę śmierć…..Jest to trudne, ale tym bardziej doceniam Życie, tym bardziej cieszy mnie kontakt z drugim człowiekiem, tym bardziej czuję, że pomocna dłoń  jest Znakiem Nieba.
Maciej bardzo cierpiał, czułam  bezradność i bezsilność, medycyna rozkładała ręce. Wiedziałam o Hospicjum Królowej Apostołów  w Policach. Już po chorobie i śmierci Mamy, chciałam zaangażować się w ich działania.
Ból odbierał nadzieję, normalność, spokój…….Było po 21……zadzwoniłam do pani Kingi, telefon znalazłam na stronie. Pani Kinga to dusza człowiek, zawsze dyspozycyjna, życzliwa, pomocna. Jest koordynatorem wolontariuszy. Mimo późnej pory, przyjęła zgłoszenie i już następnego dnia pojawiła się u nas z p. doktor Agnieszką. Pani doktor, tak dobrała leki, że ból znacznie ustąpił. Pani Kinga zaoferowała systematyczną pomoc . Przychodziła z pielęgniarkami, które opatrywały ranę pooperacyjną, przynosiła potrzebne leki , opatrunki. Przynosiła uśmiech i energię, która mnie i męża już opuszczała……
Dwa tygodnie przed śmiercią mąż trafił do szpitala. Stan był bardzo ciężki, przerzuty były wszędzie, stracił też świadomość. Karmiony był sondą. Lekarze nie dawali szans na poprawę. Nie mogłam się z tym pogodzić, że Maciej leży tam, w bezdusznym szpitalu, że nie jest wśród bliskich.  Bardzo chciałam zabrać go do domu, być przy nim i móc się nim opiekować . Lekarze w szpitalu odradzali , mówili, ze nie poradzę sobie. I wtedy znów z pomocą przyszło Hospicjum. Pani Kinga pomogła w załatwieniu specjalnego łóżka, przywieziono mi je do domu.
I mogłam wziąć Macieja ze szpitala. Wierzę, że na to czekał , czasami  czułam, że słyszy, co mówię do niego. Przez ostatnich 6 dni życia był ze mną i ukochanymi córkami w domu. Panie z hospicjum przychodziły codziennie, opatrywały rany, pomagały przy myciu, wspierały.
Trzymałyśmy męża za ręce jak odchodził, strasznie smutne, ale i piękne, byliśmy razem……….
Minęły trzy lata……..Dojrzałam do decyzji włączenia się w pracę hospicjum. Przez osobiste doświadczenia rozumiem emocje ludzi, przeżywających chorobę i śmierć bliskich. Wiem, jakie jest to trudne dla współmałżonków, dla dzieci. Na co dzień w pracy też zajmuję się pomaganiem, jestem terapeutka rodzinną.  Cieszę się, że już jeżdżę do chorych z panią Kingą.
Dziękuję za wszystko
Tamara W.
Wolontariuszka Stowarzyszenia Hospicjum Królowej Apostołów w Policach.

 
„W SŁUŻBIE NADZIEI – WOLONTARIAT HOSPICYJNY”.

 

W czwartek popołudniu 8 osób, wolontariuszy naszego Hospicjum, wyjechało do Lublina, gdzie z okazji EUROPEJSKIEGO ROKU WOLONTARIATU Katolicki Uniwersytet Lubelski zorganizował Międzynarodową Konferencję „W SŁUŻBIE NADZIEI – WOLONTARIAT HOSPICYJNY”.

Temat wydał nam się bardzo interesujący i na naszym comiesięcznym zebraniu, zachęceni przez naszą Prezes powiedzieliśmy sobie no i co tam, że to 800 km, damy radę.W końcu jedziemy mercedesem, który został nam podarowany przez Lion’s Club.

Trzeba iść do przodu, trzeba się szkolić. Trzeba wiedzieć jak inni opiekują się chorymi, co nowego w sposobach i organizacji opieki nad chorymi. No i ważna sprawa, jak inne hospicja zdobywają fundusze na to, żeby zdobyć jak najlepsze wyposażenie, żeby nasi Podopieczni mogli mieć jak najlepiej.

Kierowcą był pan Jan a pilotowała nasza szefowa p. Ola Mazur i p. Sylwester.

Ruszyliśmy punktualnie. W Policach wsiadały 4 osoby, w Szczecinie pozostałe 4, no i jazda panie gazda. Zaczęło się śmiesznie. To znaczy panu Janowi nie było do śmiechu, bo to jemu przytrafił się śmieszny „wypadek” Mianowicie przysiadł sobie wskazujący palec, który się zrobił siny, paznokieć też zsiniał a palec zagiął się na czubku. Fakt, że p. Jan to b. duży mężczyzna, słusznego wzrostu i postury ale do końca nie rozwiązaliśmy zagadki jak udało mu się tak usiąść, żeby prawie złamać sobie palec. Dobrze, że p. Jan wykazał się poczuciem humoru i śmialiśmy się z jego kontuzji razem z nim.

Jechało się nieźle. W końcu prawie wszyscy mamy prawo jazdy, więc p. Jan był na bieżąco instruowany jak ma jechać, co robi nie tak itd. Itp. Faktem jest, że jechał zgodnie z przepisami zatrzymywaliśmy się co 200 km i zajechaliśmy do Lublina ok. 3 nad ranem. Hotel bardzo przyjemny, pokoje ładne, łazienki też. Czysto, ciepło, ciepła woda. Co człowiekowi więcej potrzeba do szczęścia.

A jeszcze śniadanko też było super, jedzenie urozmaicone.

Wykłady zaczynały się o 11 ale przyjechaliśmy wcześniej, bo trzeba się było zarejestrować i przywitać z naszymi znajomymi z zaprzyjaźnionych hospicjów z Radomia, Poznania i Byczyny. W pierwszym dniu były wykłady profesorów, przede wszystkim KULu. Było wzniośle i naukowo, trochę jak na rekolekcjach ale były przerwy i tam omawialiśmy co się zmieniło od ostatniego spotkania. Niestety, mimo że reprezentowane było ponad 30 hospicjów nikt nie zdradzał ochoty do integracji.

Na zakończenie pierwszego dnia był koncert dziecięcej orkiestry dętej. Grali przeboje, więc było żwawo ale ich przejęcie i zaangażowanie było ogromne. Widok tych maluchów, bo rozpiętość wieku była od 7 do 14 lat, którzy tak serio, tak najbardziej, tak najlepiej grali musiała dać nadzieję, że dzieci i młodzież jest świetna i jak sami tego nie zepsujemy to przyszłość rysuje się normalnie.

Byliśmy na mszy na zakończenie pierwszego dnia. A prywatnie zakończyliśmy go spotkaniem integracyjnym u p. Oli.

Drugi dzień był dniem wykładów praktyków, więc dla mnie ciekawy, bo było dużo o wolontariuszach i o tym jak to jest w innych hospicjach. Ojciec Filip, franciszkanin, szef hospicjum dla dzieci „Dom Małego Księcia” zaprosił do zwiedzania „swojego” hospicjum. Pokazał nam wszystko. Ogromny obiekt. Odpowiedział na wszystkie nasze pytania. Pieniądze na realizację tego przedsięwzięcia pochodziły przede wszystkim z 1% Brawa dla LUBLINIAN i społeczeństwa województwa.

Wracaliśmy przez Nałęczów i Kazimierz Dolny. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, kupiliśmy koguty z ciasta i obraliśmy kierunek dom. Mieliśmy awaryjną sytuację raz, mianowicie w czasie wyprzedzania Tira na autostradzie, w momencie kiedy byliśmy na wysokości jego zderzaka, zaczął zjeżdżać na nasz pas. Całe szczęście, że było pobocze a pan Jan zachował się przytomnie i wszystko dobrze się skończyło.

Do domu wróciliśmy rano. Mam nadzieję, że każdy z nas, będących na Konferencji, wyniósl dla siebie coś nowego, coś dobrego a może również coś, co się nie podobało i już wiemy, że takich rozwiązań u nas nie zastosujemy.

Pozdrawiam Kinga